Korzystanie z witryny wiesci.info.pl oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie, z których niektóre mogą być już zapisane w folderze przeglądarki.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce plików cookies.

Akceptuję Politykę plików cookies (Nie pokazuj mi więcej tego powiadomienia).

Wspomnienie o księdzu Henryku Smoczyńskim

Był człowiekiem skromnym i prawdomównym...

Ksiądz Henryk Smoczyński urodził się w dniu 20.01.1930 r., w Brzuchani parafii Miechów, w rodzinie głęboko religijnej i rolniczej. W latach 1936 - 1942 r. uczęszczał do szkoły powszechnej w Brzuchani i Antolce, następnie uczęszczał na tajne komplety w Miechowie. Ostatecznie ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Św. Stanisława Kostki w Kielcach i podjął naukę w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach, zakończone jego wyświęceniem na księdza w dniu 17.04.1954 r., w Wielką Sobotę przez księdza biskupa Franciszka Sonika. Natomiast sakramentu bierzmowania udzielił mu w 1944 r., ksiądz biskup Czesław Kaczmarek.

Po święceniach został skierowany do pracy pasterskiej jako wikariusz w Sławkowie. Pracował tam w latach 1954 - 1957 r., wspomagając starszego i niedołężnego proboszcza. W dniu 27.06.1961 r. przybył do Szczekocin, aby tutaj z woli biskupa Kaczmarka przez trzy lata, aż do dnia 25.06.1964 r., pełnić odpowiedzialną funkcję wikariusza i najbliższego zaufanego współpracownika, męża boleści księdza prałata Antoniego Kowalskiego (08.08.1905 r. - 02.04.1963 r.). W tym czasie gros obowiązków proboszczowskich i współpracy z młodzieżą licealną przejął młody energiczny ksiądz Henryk Smoczyński, niegdysiejszy wikariusz w Olkuszu i Bejscach. Z tego okresu pamiętam jak umiejętnie zachęcał nas do potajemnego uczęszczania na lekcje religii, które odbywały się na plebani lub organistówce. W tym czasie pożyczał nam książki historyczne oraz związane z wykopaliskami prowadzonymi na Bliskim Wschodzie, z których wynikało, że Chrystus Pan był postacią historyczną.

Nie był to kapłan złotousty bądź też obdarzony darem pięknego śpiewu. Był natomiast człowiekiem dobrym, zrównoważonym, prawdomównym i wielkim patriotą kochającym Kościół, wiarę i ojcowy zagon. Dzięki niemu dane nam było nie zerwać kontaktu z Kościołem, przeciwnie, przyswoić sobie niełatwe prawidła wiary katolickiej oraz bałwochwalcze, fałszywe tezy ideologii marksistowskiej. A było to zadanie niełatwe, gdyż niektórzy nasi wychowawcy byli aktywnymi członkami partii i szczepili nas ideologię marksistowską, usiłując wciągnąć całą młodzież do ZMS. Z tego okresu pamiętam, że dwukrotnie uczestniczył w naszych spotkaniach nieżyjący ksiądz biskup Edward Muszyński, który nie tylko, że zachęcał do dyskusji, ale sam szeroko naświetlał prawdy wiary i fałszu ideologii marksistowskiej. Był to człowiek niezwykłej skromności, wysokiej kultury osobistej, dobroci i ewangelicznego ubóstwa, złotousty kapłan. Z relacji księdza Henryka Smoczyńskiego wynikało, że był to jego powinowaty, do którego on zwracał się słowem "wujku".

Szczególnie boleśnie przeżył śmierć wspomnianego księdza prałata oraz manifestacyjny jego pogrzeb z udziałem czterech biskupów i wielką ponadczasową homilią wygłoszoną przez księdza biskupa Kaczmarka. W okresie od 26.01.1965 r., aż do chwili śmierci tj. 04.10.1975 r., pełnił funkcję proboszcza w starożytnej parafii Świętego Idziego w Zborówku obok Pacanowa, niegdyś miasta rycerskiego lokowanego w 1285 r., gdzie od wieków odbiera cześć słynny Krucyfiks Konającego Chrystusa Pacanowskiego. Sam pochodząc ze środowiska wiejskiego i kochając pracę na roli, umiał sobie zaskarbić życzliwość parafian. Sam wzorowo prowadził hodowlę krów, zaś z jego samochodu korzystali w potrzebie parafianie.

W tamtym czasie pracując jako sędzia w Busku Zdroju wielokrotnie odwiedziłem księdza Henryka w Zborówku. 04.10.1975 r. niespodziewanie w Szpitalu Powiatowym w Dąbrowie Tarnowskiej nagle zmarł ksiądz proboszcz Henryk Smoczyński. W dniu 07.10.1975 r. odbył się manifestacyjny pogrzeb w Zborówku, z udziałem księdza biskupa Jana Gurdy, zaś homilię wygłosił nieżyjący dziś ksiądz profesor dr hab. Edward Sztafrowski. Ciało zmarłego zgodnie z jego życzeniem przewieziono do parafii Antolka, gdzie spoczął na miejscowym cmentarzu obok ojca.

Kim zatem był ów słynny wikariusz? Był człowiekiem skromnym i prawdomównym, niezwykłej dobroci i życzliwości, wspomagający starszych i młodzież. W Szczekocinach był szanowany i powszechnie lubiany.

dr JAN KOT


 

OCEŃ SZPITAL

CZYTAJ WIĘCEJ